piątek, 31 sierpnia 2012

Niezapomniane lektury z naszego dzieciństwa


Bieżący tydzień obfituje u mnie we wpisy na blogu, prawda? :) Tym razem mam Wam do zaoferowania udział w (moim skromnym zdaniem) fantastycznej akcji pt. "Niezapomniane lektury z naszego dzieciństwa". Do współorganizowania jej, zaprosił mnie Kuba, który prowadzi bloga: Książki Legera. Poniżej zamieszczam mały wstęp do akcji, a po szczegóły zapraszam już 02.09.2012r. :) Liczę na Wasze odwiedziny, a następnie na wzięcie udziału w niezwykłej podróży po lekturach z naszego dzieciństwa... :)



P.S. Losowanie książek w kuferkowej zabawie może odbyć się z małym opóźnieniem (tj. 02-03.09.) za co przepraszam, ale na pocieszenie zdradzę Wam, że tym razem wytypuję dwie wygrywające osoby. :)

czwartek, 30 sierpnia 2012

"Pamiętam cię" Yrsa Sigurdardóttir



"Pamiętasz mnie?"


To ja, twój koszmar z dzieciństwa. Wróciłem, by przypomnieć Ci dźwięk skrzypiących desek w twoim domu, gdy późną nocą udawałeś się w kierunku łazienki. To mnie szukałeś rozbieganym wzrokiem za drzwiami lub po kątach. Myślałeś, że jestem tym cieniem, który właśnie mignął ci przed oczyma, ale to tylko złudzenie. Wtedy byłem tuż za tobą i chłodziłem twój kark zimnym oddechem. Pamiętasz ten dreszcz, który cię wtedy przeszedł, prawda? Naprawdę tam byłem…
Bohaterowie najnowszej książki autorstwa Yrsy Sigurdardóttir pt. "Pamiętam cię" również poznali smak takiego koszmaru i im bardziej próbowali wmówić sobie, że wszystko, co ich spotkało, to przywidzenia lub psikusy pobudzonego umysłu, tym owe zdarzenia stawały się bardziej wiarygodne, zdawały się być niemal namacalne.
Gdy cała trójka (Katrin, Gardar i Lif) zawitała do starego i opuszczonego domu w niezamieszkałej islandzkiej osadzie, mając na celu wyremontowanie go i otwarcie konkretnego biznesu, ani trochę nie spodziewała się, że przeżyje chyba najgorszy koszmar swego życia. To właśnie ten dom za pomocą różnorodnych znaków (skrzypienia starej podłogi, dziwnych mokrych śladów na niej czy tajemniczych przekazów słownych wysyłanych za pomocą niektórych przedmiotów) starał się wypędzić ich ze swego wnętrza.
Jednak to nie koniec fabuły. Tuż obok wątku trojga bohaterów toczy się jeszcze jeden, który pozornie nie ma nic wspólnego z pierwszym. Oto bowiem w pewnym przedszkolu okolicznego miasteczka ma miejsce tajemniczy akt wandalizmu, w efekcie którego na ścianach powstały rozliczne bazgroły. Incydentem zajmuje się między innymi psychiatra (Freyr), który pomny tragicznych wydarzeń z przeszłości, związanych z zaginięciem jego syna, postanawia od nich uciec, zaszywając się właśnie w tym rejonie. Od pewnej osoby dowiaduje się, że podobne zdarzenie już miało kiedyś tutaj miejsce, a na domiar złego, poprzedziło je zaginięcie pewnego chłopca…
Niby dwie niezwiązane ze sobą historie, prawda? Jednak czy na pewno? A jeśli nawet coś je łączy, to co jest tym spoiwem? Odpowiedź na te pytania może nie jest nadzwyczaj zaskakująca, ale nie na tym polega majstersztyk tytułu. Jego wyjątkowość leży w świetnym połączeniu przez Sigurdardóttir dwóch gatunków: horroru i kryminału. Robi to w godnym pochwały stylu, delikatnie lawirując między nimi, a kiedy trzeba, mocno je akcentując. Na nudę czy brak wrażeń podczas lektury nie można narzekać, mimo że początkowo akcja nie porywa zawrotnym tempem. Zresztą nie w tempie tkwi jej siła, przejawia się ona w coraz mocniejszych doznaniach, jakie serwuje czytelnikowi autorka – im bliżej końca, tym mocniej bije serce. Styl, jakim posługuje się pisarka, jest godny pozazdroszczenia, łatwo się go przyswaja, a język jest chwilami – powiedziałabym – wręcz młodzieżowy (co rusz trafiają się sformułowania typu: „dżizas” czy „pliz”, co mnie osobiście troszkę raziło), ale nie jest to mankament przesądzający o braku uroku tej mrocznej lektury.
Ostatecznie uważam "Pamiętam cię" za kawał porządnej literatury grozy. Jest w czym się zagłębić i stracić poczucie rzeczywistości, nie tracąc przy tym niemal ani na chwilę uczucia strachu przed tym, co jeszcze ukaże przed nami ten stary, islandzki dom. A zapewniam, że jego cząstkę może odkryć każdy z Was w swoich mrocznych wspomnieniach z dzieciństwa. Tak odległy dziś koszmar może znów zapukać do Waszych drzwi z pytaniem: Pamiętasz mnie?
Ocena: 5/6


Oficjalna recenzja dla portalu lubimyczytac.pl: http://lubimyczytac.pl/oficjalne-recenzje-ksiazek/1219/pamietasz-mnie


wtorek, 28 sierpnia 2012

"Marzyciele i Pokutnicy" Krzysztof Spadło



Każdy z nas ma swoje marzenia, te większe, jak i mniejsze; realne i te raczej niemożliwe do spełnienia. Niektóre z nich już na zawsze pozostaną w sferze fantazji, ale są i takie, które za wszelką cenę chcemy zrealizować – z uporem, a czasem nawet z bezwzględnością dążymy do ich urzeczywistnienia. Bywa, że nie bez ofiar w bliskim otoczeniu, bo w imię ziszczenia naszych idei narażamy innych na cierpienie. Jednak mówi się, że za wszystko trzeba w życiu płacić, więc jeśli nasze marzenia są okupione czyjąś krzywdą, to można się spodziewać, że będą nas słono kosztować – z Marzycieli możemy szybko stać się Pokutnikami (albo odwrotnie).

Między innymi o tym jest mowa w antologii opowiadań Krzysztofa Spadło pt. „Marzyciele i Pokutnicy” –  debiucie autora. Czy udanym, o tym za chwilę. Najpierw kilka słów o samych opowiadaniach. Choć jest to zbiór pozornie różnych tekstów, to łączy je jeden temat przewodni będący jednocześnie tytułem antologii. W każdym z nich poznajemy innych bohaterów, którzy marzą lub… pokutują w niezwykłym, czasem mrocznym świecie. W jednej chwili akcja toczy się w Polsce (choć nie takiej, do jakiej przywykliśmy), a w innej w bliżej nieokreślonym miejscu, gdzie bohater odbywa wątpliwej przyjemności podróż z przerażającym stworem u boku. Poznajemy też historię pozornie zwykłego chłopca w czapce z daszkiem, który okazuje się być bardzo wyjątkowy. Są tu też nieletni poszukiwacze skarbów i… strachu. Zaś moje ulubione opowiadanie, przedstawia smętny żywot pewnego mężczyzny, którego rutynę przerywa sam Morfeusz i to w jakim stylu!  

Tak pokrótce przedstawia się tematyka niektórych opowiadań. Autor sięga po cały wachlarz gatunków – począwszy od science fiction, a na thrillerze skończywszy. Mamy tu narrację typową dla opowiadania, jak i pierwszoosobową, charakterystyczną dla pamiętnika. Język jest bogaty i barwny. Akcja poprowadzona bardzo dobrze; w gruncie rzeczy nie ma mowy o nudzie podczas lektury żadnego z nich. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie też fakt, że nie sposób odczuć podczas lektury, że mamy do czynienia z debiutem, nie spotkałam się ani razu z tak typową dla początkujących pisarzy „nieporadnością” w budowaniu dialogów czy doborze słownictwa. Słowem oddającym charakter „Marzycieli i Pokutników jest profesjonalizm. Jedyne, co mi się nie podobało w tym tytule to dość drobna czcionka druku, która szybko męczy wzrok.

Jestem bardzo mile i pozytywnie zaskoczona tą pozycją, zwłaszcza że jest to zbiór opowiadań, które czytam bardzo rzadko. Krzysztof Spadło doskonale wypadł w roli pisarza, tym bardziej chciałabym, by dał się poznać w tak wymagającym gatunku, jak powieść – jestem przekonana, że w opowiadaniach autor nie miał możliwości w pełni rozwinąć skrzydeł swego talentu.

Ocena: 4,5/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję jej Autorowi.

sobota, 25 sierpnia 2012

Obchody Roku Janusza Korczaka w ZPO w Oblęgorku


Kochani! W tym roku jak pewnie większość z Was wie, obchodzimy Rok Janusza Korczaka, wspaniałego i niepowtarzalnego pedagoga. Ciężko o równego mu następcę, jednak to co po sobie zostawił, dzieło jego życia jest wciąż obecne w sercach wielu z nas. 

Także w moich rejonach dało się zaobserwować liczne akcje upamiętniające tę słynną postać. Bardzo duży wkład w obchody Roku Korczaka włożyli pedagodzy z Zespołu Placówek Oświatowych w Oblęgorku (woj. świętokrzyskie), a jeszcze większy dzieci biorące udział w rozlicznych konkursach. :)

Pod czujnym okiem pani Agaty Bożęckiej (nauczycielki plastyki) odbywał się konkurs plastyczny "Portret Janusza Korczaka", który został podzielony na dwie kategorie wiekowe tj. szkoła podstawowa i gimnazjum. Z dumą prezentuję Wam zwycięskie prace:




Na tym nie koniec upamiętniania Starego Doktora. Również w tym roku odbywały się wystawy czasowe, które przygotowała pani Monika Walas - nauczyciel bibliotekarz.

"Pierwsza z wystaw nosiła tytuł „Janusz Korczak, ten, który kochał dzieci”.
Z niej można dowiedzieć się o dzieciństwie i młodości pedagoga, przyjrzeć się Korczakowi, kiedy miał zaledwie 10 lat. Oglądający mogli podziwiać fotografie, na których m.in. pisarz był uwieczniony w mundurze ze szkoły medycznej, poznać zajęcia, jakimi trudnił się doktor. Artykuły wzbogacały wystawę. Tu można było przeczytać o Korczaku w domu sierot, o getcie warszawskim oraz o ostatniej drodze Janusza Korczaka. Ostatnie zdjęcie wykonane w getcie warszawskim 20 września 1940 r. wywoływało w widzach wiele wzruszeń(...) 

W marcu pojawiła się kolejna wystawa tym razem pod hasłem „Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat”.
Tu czytaliśmy o metodach wychowawczych Korczaka, prawach dziecka, radach, jak kochać dziecko. Można było podziwiać fotografie, na których przedstawiony został doktor jako wychowawca na kolonii w domu sierot. Prawie na każdym zdjęciu Korczak widoczny był razem z dziećmi. Pogodny, zatroskany, przejęty kroczył ostatnią drogą życia(...)

Ostatnia wystawa nosiła tytuł „Pamięci Janusza Korczaka”. Zwiedzający wpatrywali się w pomniki, które wzniesiono dla uczczenia Starego Doktora.
Poznały m.in.:
·         Pomnik z kamiennym popiersiem, który został odsłonięty w 1979 r. przy ulicy Korkowej,
·         Głaz upamiętniający Janusza Korczaka i dzieci w Treblince,
·         Pomnik Janusza Korczaka w Warszawie przy Pałacu Kultury i Nauki,
·         Pomnik Janusza Korczaka na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie."*



Czy to koniec? Absolutnie nie! W Oblęgorku odbył się także Festyn Rodzinny pod hasłem: „Temu, który ukochał sercem”


To na tym festynie odbył się konkurs (jeden z licznych) na charakteryzację Janusza Korczaka. sami zobaczcie jakich pięknych "KORCZAKÓW" ma Oblęgorek :) :



To wszystko to tylko część z relacji obchodów upamiętniających Starego Doktora w moich rejonach. A jak jest u Was? Wasze miejscowości pamiętają o Korczaku?:)


* cytat oraz zdjęcia pochodzą ze stron internetowych ZOP w Oblęgorku oraz Kuratorium Oświaty w Kielcach.


środa, 15 sierpnia 2012

"Dajcie mi jednego z was" Jacek Getner


Nie ma na świecie ludzi idealnych, bez skazy w swym myśleniu i uczynkach. Każdy choć raz dopuścił się czegoś, co ciąży mu na sumieniu; czym w bardziej lub mniej świadomy sposób wyrządził innemu krzywdę, przysporzył cierpienia. Na domiar złego, nie brakuje też osób czyniących zło z pełną premedytacją, by osiągnąć osobiste korzyści. Na pewno poznaliście w swoim życiu choć jednego takiego człowieka… Myślicie, że takie osoby dalej zatracałyby się w swojej bezwzględności i wyrachowaniu, mając świadomość nieuchronnej, najwyższej kary? 

Czwórka bohaterów książki, z którą spędziłam niedługą chwilę (z racji jej objętości, ale nie tylko), na własnej skórze przekonała się, co to znaczy być ukaranym za wyrządzone innym krzywdy. Mowa o pozycji autorstwa Jacka Getnera pt. „Dajcie mi jednego z was”. Poznajemy w niej byłego, dość ostrego wojskowego, który zyskuje przydomek Kapral. Kolejnym z tej czwórki jest bardzo bogaty biznesmen, nazywany Szczęściarzem. Jest i Przystojniak, który wabił kobiety pięknem słów, a nie urodą fizyczną, jak na pierwszy rzut oka sugeruje jego przydomek. Na koniec został jeszcze do przedstawienia guru sekty religijnej – Prorok. Wszyscy pewnego dnia znaleźli się w jednym, zamkniętym pomieszczeniu, a mężczyzna, który nakazał im nazywać się Głosem obiecał, że w ramach kary za niecne występki, których się dopuścili, któryś z nich straci życie. Który? Wybór nie miał być dziełem przypadku czy też decyzją samego Głosu…To oni sami mieli wytypować osobę najbardziej zasługującą na śmierć, wybawiając tym samym pozostałą trójkę z jej objęć. Czy ta ponura historia skończy się zgodnie z zamysłem chorej gry Głosu?

Odpowiedź na to pytanie zaskakuje, zapewniam was. I każdy, kto zdecyduje się na tę lekturę, zakończenie jej mrocznej historii pozna szybko – i to nie tylko dlatego, że pozycja ta jest niezbyt obszerna. Jej akcja jest poprowadzona tak sprawnie, z tak dobrze wyważoną dawką emocji i niepewności, że nie sposób się od tego tytułu oderwać, czytelnik zanurza się w fabule, poddając się sile ciekawości aż do ostatniej kartki. To jeden z atutów „Dajcie mi jednego z was”. Kolejnym są bardzo wyraziste postaci – mężczyźni mają świetnie nakreślone charakterystyczne cechy osobowościowe, pokazujące przyczyny dla których znaleźli się w tym niechlubnym miejscu. Jedynie postać Głosu wydawała mi się być zbyt łagodna, zbyt grzeczna, opanowana. Koniec atutów? Nie, jest jeszcze jeden, mianowicie morał, który wręcz oślepia na końcu lektury i naprawdę daje do myślenia. Wyjątkowo go nie zdradzę, odkryjcie pointę sami.
Jeśli chodzi o słabe strony książki, to muszę przyznać, że kilka razy podczas lektury wracałam do stopki redakcyjnej w poszukiwaniu nazwiska osoby odpowiedzialnej za korektę – bezskutecznie. Czyżby nie było jej w ogóle? Szkoda, bo pozycja ta niestety nie jest wolna od niedociągnięć właśnie na tym polu. Nie sugerujcie się jednak tym, podejmując decyzję o sięgnięciu po nią, bo to zdecydowanie niewielkie uchybienie w obliczu całokształtu tego kryminału (korci mnie mocno, by nazwać tę książkę thrillerem, bo to określenie chyba bardziej pasuje).

Na blogu Krainy Czytania, która również recenzowała „Dajcie mi jednego z was” (link), w komentarzach pod tekstem spotkałam się z porównaniem książki przez Felicję79 do filmu pt. „Piła”. Droga Felicjo, to bardzo trafne spostrzeżenie. Motyw zamknięcia i „pokutowania za grzechy” w taki, a nie inny sposób od razu przywiódł mi na myśl właśnie ten obraz. Dla czytelników znających film fabuła książki nie będzie specjalną nowością i zaskoczeniem; pozostali zaś mogą być pewni, że ta historia wywrze na nich ogromne wrażenie – i tym osobom polecam ten kryminał (thriller!) w szczególności.

Ocena: 4,5/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję jej autorowi Jackowi Getnerowi.

sobota, 11 sierpnia 2012

Konkurs :)

Kochani, dziś pragnę zareklamować pewien bardzo interesujący konkurs literacki. :) Dlaczego akurat ten? Ponieważ jest niebanalny i wymaga od uczestników pracy twórczej oraz dlatego, że poproszono mnie bym weszła w skład jego jury. Z zaproszenia chętnie skorzystałam i już nie mogę się doczekać pierwszych prac, ale do rzeczy. :) Info pochodzi z bloga (tu też znajdziecie informację, co jest nagrodą w  konkursie): http://era-krytyki.blogspot.com/2012/08/zapraszamy-na-konkurs-literacki.html.

Główna idea konkursu jest prosta. Wystarczy napisać opowiadanie dotyczące spotkania ze swoim ulubionym książkowym bohaterem. Obojętnie co by to było - najpierw musicie zainicjować spotkanie, później wasze pióro jest wolne od pomysłów.




REGULAMIN
1. Konkurs trwa od 10 sierpnia do 10 września (czas na wysyłkę opowiadań). Wszystkie prace wysłane po północy nie będą zaliczać się do konkursu.
2. Nadesłana praca nie może brać udziału w innych konkursach lub być umieszczona na innych blogach.
3. Możesz nadesłać tylko jedną pracę. Większa ilość nie będzie brana pod uwagę.
4. Złamanie jakiegokolwiek punktu grozi dyskwalifikacją.
5. Pracę konkursową (limit znaków wraz ze spacją: 40000) należy wysłać na
cuddly22@spoko.pl w postaci załącznika. W temacie należy wpisać „Konkurs”.
6. Plik powinien być zapisany w formacie rtf (Word), napisany czcionką Georgia lub Times New Roman w rozmiarze 12.
7. Nad tytułem opowiadania powinno znaleźć się:
- pseudonim/nick;
- numer komunikatora GG;
8. Nagroda jest przeznaczona dla pierwszego miejsca. Nie przewiduje się nic poza tym.
9. W przypadku zajęcia pierwszego miejsca jesteś zobowiązany do podania danych adresowych.
10. Trzy zwycięskie prace umieścimy na Erze Krytyki w odstępie tygodnia.
11. W skład jury wchodzą: Cuddly, Czekoladowa, Ewa (Książkówka).
12. Zgłaszając swoją pracę do konkursu, jednocześnie akceptujesz regulamin.

Czy mogę liczyć na Wasz udział? Mnie, organizatorce oraz jury będzie bardzo miło. :)

środa, 8 sierpnia 2012

"Człowiek w poszukiwaniu sensu" Viktor E. Frankl



Pozycji traktujących o ogólnym obrazie egzystencji w obozach koncentracyjnych, jak i ich fizycznych następstwach, powstało już bardzo wiele. Choć są one niebywale cennymi dokumentami (może znajdzie się kilka tytułów o wątpliwej wartości historycznej, ale nie o tym chcę mówić), to często brakowało im gruntownej analizy psychiki więźnia obozu zagłady. I chyba trudno się temu dziwić, bo nie ma w tej chwili zbyt dużej ilości publikacji na naszym rynku, które dotykałyby tej tematyki. Zatem, gdy tylko dowiedziałam się o istnieniu „Człowiek w poszukiwaniu sensu” autorstwa Viktora E. Frankla, wiedziałam, że prędzej czy później wykład ten przeczytam.

Mimo iż wcześniej spotkałam się z kilkoma pochlebnymi recenzjami na jego temat, to nie spodziewałam się, że w moje ręce trafi prawdziwa „perełka”, która otworzy mi oczy na istotne kwestie związane z psychologicznym podłożem pobytu w tak okrutnych miejscach, jakimi były obozy. Mało tego, okazało się, że niemal wszystko co zawiera ta lektura można odnieść do własnego życia, wiele zrozumieć, nabrać szacunku i pokory do tego, co mamy, a także pomóc sobie w trudniejszych chwilach. 
Jednak owoce z tego spotkania zbiera się dopiero na końcu. Z początku autor stara się przybliżyć czytelnikowi fazy, w jakich znajduje się psychika więźnia obozu:

- faza następująca tuż po przybyciu;
- stadium głębokiego wejścia w rutynę życia obozowego oraz
- okres następujący po wyzwoleniu z obozu[1].

W pierwszej z nich dominuje szok i niedowierzanie, że w tym miejscu jest naprawdę tak źle.  Więźniowie często łudzili się, że jak wybudzenie ze złego snu przyjdzie nagle wybawienie z opresji; że to, co złego zobaczyli, było tylko chwilowe i w żadnym wypadku nie zdąży ich dotknąć, a wraz z docieraniem prawdy dało się odczuć wśród nich narastające przygnębienie (często skutkujące próbami samobójczymi).
Potem, gdy egzystencja w tym ponurym miejscu staje się już tylko smutną rzeczywistością, przychodzi pora na apatię, zobojętnienie na wszystko wokół (także na tak często opisywany w wielu pozycjach brak skrajnych emocji na widok czyjejś śmierci; na tym etapie staje się ona czymś normalnym i niewzbudzającym szczególnych emocji).
Na koniec pobytu w obozie, gdy przychodzi moment zdobycia upragnionej wolności, niekoniecznie należy spodziewać się niepohamowanej radości i euforii wśród więźniów. Okazuje się bowiem, że pobyt w tym miejscu, jak i wszelkie jego następstwa, jest tak głęboko zakorzeniony w umysłach i duszach tych ludzi, że początkowo nie są oni w stanie cieszyć się brakiem ograniczeń. Świetnie obrazuje to Frankl słowami:


W końcu doszliśmy na łąkę pełną kwiatów. Widzieliśmy je i zdawaliśmy sobie sprawę z ich fizycznego istnienia, ale nie potrafiliśmy wykrzesać z siebie w związku z tym żadnych uczuć. Pierwszej iskierki radości dostarczył nam widok koguta o wielobarwnym ogonie. Wciąż jednak była to zaledwie iskierka – nadal nie należeliśmy jeszcze do tego nowego świata.[2]

Jak bumerang wróciła do mnie w tym momencie historia Króla z powieści Jamesa Clavella pt. „Król szczurów”. Gdy opuścił on obóz jeniecki, okazało się, że jako wolny człowiek nie potrafi wrócić do rytmu normalnego życia. W niewoli był Królem, był KIMŚ, kogo wszyscy szanowali, a na wolności był zwykłym człowiekiem, jakich wiele, który wyrwany z dotychczasowych realiów nie potrafi sobie poradzić z otaczającym go światem. Ostatecznie przyszło mu się uczyć życia na nowo. Podobnie jest z więźniami obozów zagłady, którzy mimo tego, że wiedli w nich życie różne od Króla z powieści Clavella, to także doświadczyli utraty wolności, na co dzień obcowali z brutalną i bezwzględną rzeczywistością, przyszło im się zmagać z podobnymi duchowymi rozterkami. I jedni i drudzy tracili coś, co było dla nich pewnego rodzaju normą, coś do czego przywykli i z czym poniekąd chyba zgodzili się już żyć.

A co było kluczem do przeżycia tych trudnych warunków w obydwu przedstawionych przeze mnie przypadkach (poza oczywistymi czynnikami fizjologicznymi czy zdrowotnymi)? Sens życia albo inaczej – jego cel. Okazuje się, że człowiek pozbawiony celu, dla którego żyje, traci jednocześnie sens egzystencji i jeśli w obozowych realiach tracił z serca, marzeń czy wiary wizję wyzwolenia, wolności – to często tracił także życie. Teraz już rozumiem, dlaczego w przypadku ciężkich chorób tak ważna jest wiara w wyzdrowienie i wola walki…

Bardzo daleko zabrnęłam w swoich rozważaniach na temat tej książki i z pewnością mogłabym posunąć się jeszcze dalej, ale nie chce nikomu odbierać możliwości w pełni subiektywnej (tak, tak! nie obiektywnej) analizy tej pozycji. Liczy ona ledwie 223 strony tekstu, a zawiera w sobie esencję tego, co powinien wiedzieć zarówno każdy zainteresowany tematyką, jak i ten, który nadal poszukuje sensu w swoim życiu…

Chyba każdy na którymś z etapów swojego życia powinien przeczytać tę książkę. Może ona wnieść w nie zaskakująco dużo, nawet jeśli uważacie się za ludzi w pełni szczęśliwych.

Ocena: absolutne 6/6




[1] V. E. Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu, Czarna Owca, Warszawa 2011, s. 29-30.
[2] Tamże, s. 139.

środa, 1 sierpnia 2012

KUFEREK KSIĄŻKÓWKI - ROZDANIE DRUGIE

Minął kolejny miesiąc mojego albo raczej naszego "kuferkowania". I ja już wiem jakie książki z niego znikną i do kogo powędrują...:) Już się dzielę z Wami tą wiedzą. W lipcu książki trafią do osoby posługującej się nickiem:

izusr

Gratuluję i czekam na dane adresowe. Pozostałych znów zapraszam do obejrzenia zawartości kuferka ponieważ dodałam dwie nowe pozycje. Pozdrawiam wszystkich ciepło i wakacyjnie. :)


"Ani żadnej rzeczy..." PM Nowak



Chyba większość z nas ma jakieś noworoczne postanowienia, prawda? Ja też je mam, a tych dotyczących planów czytelniczych na rok bieżący miałam całe mnóstwo. Między innymi postanowiłam, by wbrew własnemu przekonaniu, iż mało jest naszych rodzimych pisarzy, którzy potrafią mnie pozytywnie zaskoczyć swoimi dokonaniami, czytać jak najwięcej polskiej literatury spod znaku kryminału, thrillera czy horroru. Niniejszym słowa dotrzymuję.

W ostatnim czasie w moje ręce miała przyjemność trafić pozycja PM Nowaka pod tytułem „Ani żadnej rzeczy…”, będąca jednocześnie debiutem autora. Przyznacie chyba, że sam pisarz jak i tytuł książki są wyjątkowo tajemniczy, prawda? Ogólny zarys fabuły również nie zdradza zbyt wiele, bo oto dowiadujemy się, że w posiadłości położonej w Podkowie Leśnej nieopodal Warszawy w wyniku rany postrzałowej ginie niespełna trzydziestodziewięcioletnia kobieta. Komisarz Jacek Zakrzeński, zajmujący się sprawą tego tajemniczego morderstwa, dość szybko trafia na tropy potencjalnych zabójców denatki. Jednak ten, który miał rzekomo najwięcej korzyści ze śmierci kobiety ma najmocniejsze alibi – mowa o jej mężu nazwiskiem Cebulski. Następnie podejrzenia padają na eks-męża Cebulskiej, a także na siostrzeńca ostatniego z mężów. W oczach komisarza każdy z nich mógł mieć powody, by pozbyć się kobiety, ale czy rzeczywiście jest pośród nich morderca? Tego musicie się już dowiedzieć sami.

Zanim jednak przystąpicie do lektury, poznajcie charakterystyczne dla tego tytułu cechy. Pamiętacie kryminały z dawnych lat, których wizytówką było z lekka ospałe tempo akcji naznaczone smugą dymu z cygara (może fajki) i pieczołowicie ukryta pod długim płaszczem i rondem kapelusza postać detektywa zajmującego się daną sprawą? Kryminał PM Nowaka ma w sobie właśnie to coś rodem z czarno-białych ekranów. Akcja toczy się wyjątkowo wolno, każdy szczegół śledztwa omawiany jest niezwykle dokładnie, powiedziałabym nawet, że każdy szczegół wszystkiego, o czym mowa w toku fabuły jest wnikliwie opisywany przez autora – nie zawsze potrzebnie. Niektóre fragmenty miałam ochotę zwyczajnie z lektury wykreślić. 
Sam pomysł na fabułę nie poraża nadzwyczajną oryginalnością – morderstwo, podejrzani, śledztwo… Jak na mój gust za mało w „Ani żadnej rzeczy…” zwrotów akcji, dynamizmu, jednakże ogólnie pojęte założenia kryminału książka ta spełnia dobrze.

Komu zatem polecam debiut PM Nowaka? Fanom kryminałów w starszej odsłonie, lubiącym zagłębić się w nieśpieszny tok akcji i tym, dla których szczegółowość to nieodzowny element każdej dobrej lektury.

Ocena: 4/6

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi Zbrodnia w Bibliotece oraz jej autorowi PM Nowakowi.