piątek, 30 sierpnia 2013

"Słodka bomba Silly" Marcin Brzostowski




wydawnictwo: e-bookowo
data wydania: 2013 
ISBN: 9788378592075
liczba stron: 132
typ: ebook



Jak często czytam e-booki, wie ten, kto w miarę regularnie odwiedza stronę mojego bloga. Krótko mówiąc, sięgam po nie bardzo rzadko. Nie dlatego, że nie lubię tej formy, ale zwyczajnie z braku odpowiedniego sprzętu do wygodnego ich odbioru (praca przed komputerem też robi swoje). Jednak czasem czynię wyjątek, a to może oznaczać tylko tyle, że zainteresowałam się danym tytułem z powodu opisu fabuły. Tak też się stało tym razem, bo jakże nie zainteresować się powieściową bohaterką, która jest myślącą, czującą i mówiącą… bombą?

Tak, dobrze czytacie – bombą. Silly, bo o niej mowa, to bomba lotnicza z serii S6-X02, zasilająca szeregi inteligentnej armii masowego rażenia. Silly w pełni zdaje sobie sprawę z tego, w jakim celu została stworzona, i jest to dla niej powód do dumy: ma nieść zniszczenie oraz śmierć wrogowi. Czuje się przy tym pełnoprawnym żołnierzem, któremu należy się szacunek i poważanie. Jednak pewnego dnia wszystko to, czego była do tej pory pewna i co uważała za niezaprzeczalny fakt – że jest czymś wyjątkowym i niezmiernie potrzebnym w wojsku – legło w gruzach. Świat przestaje być dla niej taki, jak wcześniej… Jednak w porę pojawia się nowy rozkaz do wypełnienia!

Silly, uczestnicząc w tych wydarzeniach, jednocześnie wnikliwie przygląda się temu, co rozgrywa się na wojennej arenie. Poznaje motywacje ludzi do prowadzenia konfliktu zbrojnego, skrajne cechy charakteru swoich dowódców, a przede wszystkim uświadamia sobie, kim jest ona sama i co tak naprawdę wiąże się z jej działalnością.

Marcin Brzostowski
zdjęcie przesłane przez Pisarza
Z kolei czytelnik, obserwując zachowanie Silly oraz jej dowódców, widzi, jak łatwo jest nakłonić innych do udziału w wojnie, jak pod przykrywką „braku innego rozwiązania” albo zapobieżenia większemu rozlewowi krwi rozpoczyna się działania wojenne – wszystko w imię ojczyzny, demokracji i wypełniania odgórnych rozkazów. Ludzie to marionetki, a władza to animator, który porusza nimi wedle własnego widzimisię.

Autor, posługując się po trosze groteską, absurdem i surrealizmem, przedstawia czytelnikom tak naprawdę nasz własny świat, wypełniony żądzą posiadania pieniędzy i władzy. Świat, w którym przemoc jest na porządku dziennym, i świat, w którym ludzie giną dla zaspokojenia materialnych potrzeb wysoko postawionych person.

Marcin Brzostowski chciał (jak mniemam) napisać historię z morałem, głębokim sensem, chciał nam coś przekazać i bez wątpienia to mu się udało. Choć „Słodka bomba Silly” jest bardzo krótką opowieścią, okraszoną dużą dawką specyficznego humoru, to bez wątpienia ma w sobie ogromny ładunek emocjonalny. Jest o czym pomyśleć w trakcie i po zakończonej lekturze…


Ocena: 4.5/6

Za możliwość przeczytania e-booka dziękuję jego Autorowi.


Recenzja bierze udział w wyzwaniu: "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!".

wtorek, 27 sierpnia 2013

"Kobieta, która spadła z nieba" Simon Mawer




tłumaczenie: Adriana Celińska
tytuł oryginału: Trapeze/ The Girl Who Fell from the Sky
wydawnictwo: Znak
data wydania: 26 sierpnia 2013
ISBN: 9788324020423
liczba stron: 400


Mariane, Anne-Marie, Alice – którą z nich dziś jesteś?


O roli kobiet w przebiegu II wojny światowej powiedziano już bardzo wiele. Nasz rynek ostatnio obfituje w pozycje książkowe omawiające ich losy, wystarczy wspomnieć o „Dziewczynach wojennych” Modelskiego czy „Dziewczynach atomowych” Kiernan. To akurat przykłady z literatury faktu, ale nie mogło też zabraknąć opowieści fikcyjnej, opartej na solidnych fundamentach prawdziwych zdarzeń z historii światowej, dlatego w ostatnich dniach miała miejsce premiera powieści „Kobieta, która spadła z nieba” autorstwa brytyjskiego pisarza, Simona Mawera.

Szczerze powiem, że gdybym miała kierować się przy wyborze tylko tytułem książki, to pewnie nie byłabym nią zainteresowana – w moim odczuciu nie zapowiada on intrygującej lektury, a jedynie zwykłą obyczajówkę, najprawdopodobniej z romansem w tle. Na szczęście zapoznałam się też z opisem fabuły i już nie miałam żadnych wątpliwości – wiedziałam, że tę książkę muszę przeczytać!

Co mnie w niej zaintrygowało? Już samo umiejscowienie akcji: wszak mamy okres II wojny światowej, a przy tym Francję, Szkocję, Londyn.... Kraje okupowane nie poddają się i walczą za pomocą wszystkich dostępnych im metod. W wojnie z wrogiem może wziąć udział niemal każdy, ale pod warunkiem, że ma ku temu odpowiednie predyspozycje. Mariane Sutro jest jedną z tych wybranych. Pewnego dnia dostaje tajemniczą wiadomość z zaproszeniem na rozmowę, którego nie należy odrzucać… Wiedziona ciekawością Mariane udaje się na wskazane miejsce i od tej chwili przestaje być już tą samą osobą…

Tajna misja, jaką jej zaproponowano, zmienia Mariane w Anne-Marie, a potem jeszcze w Alice. Dziwne, że kobieta nie gubi się w tych wszystkich rolach, jakie przyszło jej odegrać… Jednak na rozmyślania o tym Mariane nie ma zbyt wiele czasu. Ostre szkolenie wojskowe bez najmniejszej taryfy ulgowej dla płci pięknej, które uczy ją skoków ze spadochronem, strzelania do celu i łatwego zabijania ludzi, zmienia – chyba nie do końca świadomą tego, co się dzieje – kobietę w wykwalifikowanego tajnego agenta. Po szkoleniu już tylko krok do uczestnictwa w akcjach specjalnych. Dostarczanie informacji, przerzuty ludzi czy nawet zabicie Niemców nie stanowią dla niej większego problemu. Zdawać by się mogło, że tajna służba przyćmiewa wszystko inne w życiu agentki, ale – o dziwo – tak się nie dzieje. Jest też czas na miłość…

Jednak czy w takich okolicznościach da się kochać i być kochanym? Czy możliwe jest życie w pełnym rozumieniu tego słowa? Wtedy, gdy przyjaciel często okazuje się być wrogiem, a zaufanie może lec w gruzach pod naporem zdrady? Nie jest to wszystko łatwe i o tym właśnie jest ta książka. O życiu pięknej, młodej kobiety, która musi je podporządkować rozkazom „z góry” i staje się własnością władz.

Bardzo trudno było mi się rozstać z tą historią, w której cały czas coś się dzieje. Akcja nie daje czytelnikowi chwili wytchnienia. Polubiłam też samą Mariane – nie tylko za odwagę i męstwo skryte w kobiecym ciele, ale też za to, że nie zapomniała przy tym wszystkim, jak to jest być kobietą.

Samo zakończenie dodatkowo utrudniło mi pożegnanie się z „dziewczyną, która spadła z nieba”. Przywiązałam się do Mariane i to na tyle mocno, by nie zwracać specjalnej uwagi na pozostałych bohaterów, którzy przy niej robią wrażenie mglistych, mało wyrazistych postaci. Nawet mężczyźni, którzy pojawiają się w jej życiu (w tym jej wielka miłość z lat młodości), wydają się być niepotrzebni…

Powieść Simona Mawera to fascynująca podróż po świecie, w którym świst kul zdaje się być wszechobecny, a ryk silników samolotów kładzie nas do łóżka i budzi z rana zamiast budzika. To historia wypełniona po brzegi dźwięcznym językiem francuskim (z racji licznych wtrąceń w tym języku), relacja o tym, co ludzkie w tak nieludzkich realiach. Polecam ją każdemu, w szczególności kobietom.

Ocena: 5/6





sobota, 24 sierpnia 2013

"Lalki z getta" Eva Weaver




tłumaczenie: Magda Witkowska
tytuł oryginału: The Puppet Boy of Warsaw
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
data wydania: 23 kwietnia 2013
ISBN: 9788378395010
liczba stron: 384


Nazistowski teatr lalek


Rok 1939 przyniósł światu jedną z najczarniejszych kart historii. Naziści, ogarnięci żądzą władzy oraz nienawiścią do – jak to określali – „podludzi”, rozpoczęli działania wojenne na terenie Polski. Szczególną odrazę czuli do Żydów, dlatego – chcąc ułatwić sobie ich eksterminację – tworzyli getta, czyli wydzielone, zamknięte tereny, skupiające ludność żydowską. Były to swoiste więzienia, w których skrajne warunki i rygor odbierały człowiekowi godność i sprowadzały go do roli przedmiotu.

Źródło
Do takiego więzienia trafił wraz z matką i dziadkiem Mika – młody (bo zaledwie kilkunastoletni) bohater książki Evy Weaver „Lalki z getta”. Był radosnym chłopcem, który uwielbiał się uczyć i czytać – tę cechę odziedziczył najprawdopodobniej po dziadku (nazywanym przez niego czule „tatusiem”), który był cenionym matematykiem, wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim. Gdy przyszła wojna, odebrała im wszystko to, co kochali: dziadek został pozbawiony pracy zawodowej, a Mika – możliwości uczęszczania do szkoły. Represje nasilały się, aż rodzinie Miki pozostało tylko ciasne mieszkanie w getcie i głód, który często zaglądał im w oczy.

Pewnego dnia wojna zadała chłopcu kolejny cios – umarł jego dziadek. Nim zamknął oczy na wieki, poprosił Mikę o zaopiekowanie się płaszczem, który traktował w szczególny sposób, jako powód do dumy. Początkowo zdawało się, że będzie to jedyna pamiątka po „tatusiu”, ale kolejne dni przyniosły miłą niespodziankę. Przeglądanie licznych kieszeni płaszcza zaowocowało odkryciem – nowe życie dostała jedna z wielu papierowych lalek, które tworzył dziadek Miki. Chłopiec pokochał lalki i scenki odgrywane z ich udziałem. Wieść o lalkarzu rozniosła się niemal po całym getcie, więc nic dziwnego, że był zapraszany w różne miejsca obozu, by dawać przedstawienia. Dowiedział się o nim także ktoś, kogo Mika wolałby unikać – nazista Max. Od tej pory regularnie, bo co tydzień, chłopiec musiał zabawiać podchmielonych żołnierzy, odtwarzając scenki z udziałem marionetek. Było to zdecydowanie za dużo dla tak młodego chłopca…

Pewnego dnia, gdy miałem już tego dość, wyzwałem słońce na pojedynek. Chciałem je zmusić, by zniknęło. Byłem gotów oddać wzrok za zaćmienie. Gdybym miał od tego oślepnąć, trudno, niech i tak będzie.[1]

Przyszedł jednak dzień, w którym tryumf nazistów ustąpił miejsca klęsce i jedyne, co im pozostało, to była ucieczka. Max nie uciekł jednak sam, zabrał chłopcu jedną z jego najcenniejszych lalek i tak Książę (bo o tej lalce mowa) stał się niemym świadkiem odwrócenia kart losu. Teraz to Max miał doświadczyć tego, co Mika…

Uff, ciężko było mi opowiedzieć fabułę tej książki. Dlaczego? – zapytacie. Bo jest szalenie interesująca, świetnie nakreślona, przejmująca i wielokrotnie wzrusza. Dzieje się tu dużo – tak dużo, że trudno zamknąć streszczenie akcji w kilku zdaniach. Co interesujące, wydarzenia widziane są z perspektywy dwóch osób: najpierw swoją historię opowiada Mika (jako dorosły mężczyzna wraca do tych ciężkich lat dzieciństwa), a potem nazista Max. Niesamowite, jak role potrafią się odwrócić, jak potrafimy być skrajnie źli lub dobrzy, choć wewnątrz jesteśmy do siebie tak podobni…

Czy wszyscy nie jesteśmy do siebie biologicznie podobni? Przecież każdy z nas ma bijące serce, płuca podobne do drzewa i ciepłą, czerwoną krew.[2]

Swoistego rodzaju spoiwem łączącym te dwa nurty relacji, które składają się na powieść Evy Weaver, są oczywiście lalki. Przedmioty te pomagają w pewnej formie terapii, są środkiem potrzebnym do przeżycia w trudnych warunkach, pełnią rolę psychiatrów, których zadaniem jest słuchać i radzić. Na szczególną pochwałę zasługuje sprawnie zastosowany przez pisarkę zabieg personifikacji lalek – one nie tylko są, one naprawdę żyją!

„Lalki z getta” to utwór niemal bez skaz. Właśnie – niemal.  Są w tej książce pewne usterki, które dostrzegłam w trakcie lektury, chociaż nie ujmują one jej wartości. Po pierwsze, chodzi tu o pojawiające się powtórzenia (sporadyczne). Po drugie, mam troszkę za złe autorce takie ukazanie sytuacji, w której sugeruje ona, że Żydzi w gettach przechodzili piekło (co oczywiście jest prawdą), a Polacy mieszkający poza ich granicami żyli bez większych zmian mimo trwającej wojny. To tak, jakby cierpienie nie dotyczyło Polaków, a to przecież nieprawda… Może i jestem przewrażliwiona i wyolbrzymiłam ten fakt, a może nie jestem? Sami sprawdźcie! Polecam tę przejmującą opowieść każdemu bez wyjątku!

Ocena 5/6








[1] E. Weaver, Lalki z getta, Prószyński i S-ka, Warszawa 2013, s. 191.
[2] Tamże, s. 176.




piątek, 23 sierpnia 2013

LiteraTura, Wrocław 2013


Książkówka zawsze chętnie wspiera wszelkie wydarzenia literackie, dlatego chętnie przekazuje dalej info o "LiteraTurze". :) Wrocławianie (i nie tylko) - przybywajcie tłumnie! :)



Impreza tej miary organizowana jest pierwszy raz.  „LiteraTura I Wrocław 2013” odbędzie się 31 sierpnia br. we Wrocławiu. Ma na celu aktywne promowanie kultury, a zwłaszcza czytelnictwa.

Rozpoczęcie nastąpi o godzinie 14:00 w Parku Teatralnym (Park im. Mikołaja Kopernika w Wrocławiu), gdzie dojdzie do spotkania pisarzy z czytelnikami. W tym miejscu autorzy i uczestnicy spotkania nawiążą bezpośredni kontakt, będą spacerować alejkami parku, rozmawiać i dyskutować na temat literatury, a przy tym doskonale promować innowacyjną, a tym samym bardzo ciekawą formę wypoczynku. Warto zauważyć, że już sam tytuł akcji „LiteraTura I Wrocław 2013” jest przewrotny, przyciągający uwagę. Bowiem w ciekawy sposób pokazuje jak niesamowicie można bawić się językiem, słowem... Autorzy, pisarze robią to na co dzień, a czytelników i odbiorców literatury pragną tym zainteresować, zaszczepić w nich chęć obcowania z książką i słowem pisanym. Wciągnąć ich nie tylko w świat książki, ale w osobisty świat każdego z autorów. Ważnym aspektem tej części wydarzenia będzie szeroko rozumiana przestrzeń miejska Wrocławia. Pisarze będą propagować czytelnictwo w każdej grupie wiekowej. Czytelnicy posiądą możliwość nabycia książek oraz uzyskania autografów i dedykacji od ich twórców. Chętni pisarze przeczytają fragmenty swoich utworów, jednocześnie reklamując własną twórczość. W dzisiejszych czasach nie wystarczy wystawić książkę za witrynę księgarni. Proponowana forma promocji jest nowoczesna i co najważniejsze - czytelnik jest w nią zaangażowany równie mocno jak autor.

A oto pozostałe atrakcje:
* Około godz. 16:00 w księgarni Matras na ul. Świdnickiej odbędą się indywidualne prezentacje wybranych działów literatury, wykłady przeprowadzone przez pisarzy, aktywna sprzedaż egzemplarzy książkowych, konkursy z nagrodami, wywiady oraz zabawy z uczestnictwem czytelników. Odwiedzający w tym czasie księgarnię będą mieli szansę na rozmowy z autorami, którzy opowiedzą o swojej twórczości, inspiracjach, doświadczeniach podczas wydawania książek, jak również o sobie. Każdy z autorów otrzyma przydział do odpowiedniego sektora księgarni, tym samym starając się wzbudzić zainteresowanie czytelników różnymi gatunkami literackimi. Z kolei w tzw. „dark roomie” księgarni Matras, autorzy w zamkniętej grupie odbiorców dokonają prezentacji na wybrany przez siebie temat, związany nie tylko z literaturą, ale również z szeroko pojętą twórczością.

* Podczas wydarzenia przewidziano liczne konkursy i zabawy dla czytelników, w których będzie można wygrać egzemplarze książkowe.

 * Około godz. 20:00 grupa organizatorów i biorących udział w akcji pisarzy weźmie udział w „Marszu żywych autorów”, podczas którego prezentowana będzie forma aktywnej rekreacji czytelniczej oraz nakłanianie mieszkańców miasta do czynnego udziału w „Marszu…”. –
Około godz. 20:45 na Moście Zakochanych - zakochani w literaturze uczestnicy zawieszą kłódki na znak wiecznej miłości do słowa pisanego, ukazując w ten sposób swoje przywiązanie do kreatywnego tworzenia. Kłódki będzie można podpisywać wspólnie z czytelnikami.

* O 21.00 przejście Z Mostu Tumskiego do Antykwariatu „Szarlatan”, gdzie wśród dzieł literatury polskiej i światowej, umieszczą liście własnej twórczości na Drzewie Literatury, w ten symboliczny sposób podkreślając swój związek z dawnymi mistrzami oraz tymi jeszcze nienarodzonymi.

* O godz. 22:00 uczestnicy wezmą udział w pokazie ognia, wody i światła. Odbędzie się sesja fotograficzna, będąca pamiątką spotkania.

Podczas imprezy odbędzie się również „uwolnienie książek” - w ramach akcji „Cały Wrocław czyta”. Przez to hasło - rozumiane jest dzielenie się z innymi słowem pisanym, poprzez pozostawienie pozycji literackich w specjalnie na to przeznaczonym miejscu, dla czytelników.

SERDECZNIE ZAPRASZAMY!



Niniejszy tekst jest fragmentem kampanii promującej  wydarzenie czytelnicze, którego pomysłodawcą i głównym inspiratorem jest: Sztukater.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Obecność" reż. James Wan



gatunek: Horror
produkcja: USA
premiera: 26 lipca 2013 (Polska), 18 lipca 2013 (świat)
reżyseria: James Wan
scenariusz: Chad Hayes, Carey Hayes



„Home sweet home” – tak śpiewał kiedyś wokalista jednego z rockowych, amerykańskich zespołów, Mötley Crüe. Chyba większość z nas ma tak sentymentalne podejście do własnego domu, każdy ma w nim swój ukochany zakątek i każdy z nas ceni tę magię, którą on roztacza wokół siebie. Gdy wyprowadzimy się z domu rodzinnego, tworzymy swój własny i staramy się, by ten „nowy” nie odbiegał w niczym od poprzedniego. Myśląc wtedy tylko o własnych potrzebach, nie bierzemy pod uwagę możliwości, że ten dom może mieć już swoją historię, której nie znamy… Może mieć już nawet lokatorów, którzy nas sobie nie życzą i zrobią wszystko, by się nas pozbyć… Częste skrzypienie nie musi oznaczać starych i sfatygowanych schodów w domu, dziwne szumy – chlupotu wody w rurach, a łaskotanie wysuniętej stopy spod kołdry nocną porą – powiewu wiatru…

Źródło: http://www.filmweb.pl
Rodzina Perronów miała się o tym przekonać już wkrótce, gdy tylko nabycie starego domu po okazyjnej cenie stało się faktem dokonanym. Wspomniane już przeze mnie dziwne odgłosy, przejmujące uczucie chłodu czy przyprawiający o mdłości smród zgniłego mięsa zaczęły dawać się we znaki początkowo tylko dzieciom: Andrey, Nancy, Christine oraz Cindy. Gdy przerażone dziewczynki alarmują rodziców o tym, co się dzieje, ci początkowo tłumaczą wszystko stanem wiekowego i nieremontowanego domu, jednak przerażająca rzeczywistość szybko wyprowadza ich z błędu. Tajemnicza i zła siła, która opanowała dom, nie dość, że nie daje im spokoju, to jeszcze ewidentnie chce zawładnąć jednym z nowych mieszkańców… Na pomoc zostają wezwani tzw. demonolodzy lub poskramiacze duchów (jak kto woli) i rozpoczynają żmudną walkę z siłami zła.

Źródło: http://www.filmweb.pl
Jak widać, fabuła filmu pt. „Obecność” w reżyserii Jamesa Wana nie jest oryginalna – to już było setki razy. Jednak czy opowieść o nawiedzonym domu może się doszczętnie znudzić? W moim odczuciu – absolutnie nie. Każdy z tych (na ogół) starych budynków, pojawiających się w filmach, ma swój niepowtarzalny klimat, za każdym razem lokatorzy są zupełnie inni. Fakt, bywa, że czasem są sztuczni aż do bólu, ale u Wana jest inaczej. Gra aktorska wszystkich odtwórców ról stoi na wysokim poziomie, świetnie potrafią zagrać te emocje, których spodziewamy się w horrorze, czyli głęboki i przejmujący strach, wstrząs, przerażenie. „Sceny podwyższonego ryzyka zawałowego” też nie są w stanie zawieść umiarkowanego fana gatunku – starzy wyjadacze mogą poczuć pewien niedosyt, ale dodam, że mój narzeczony (który bez wątpienia amatorem horrorów jest) kilkakrotnie mocno się przestraszył, więc wierzcie mi – w tym filmie jest moc! Oczywiście, chyba nie ma takiego horroru, w którym nie pojawiałyby się sceny, które raczej bawią, niż straszą; w „Obecności” na przykład widok bohaterki, którą demon ciągnie za włosy i froteruje nią podłogę, wywołał u mnie lekki uśmiech na twarzy – na szczęście był to tylko jednorazowy i krótki epizod.

Dodać też obowiązkowo muszę, że film jest oparty na faktach – ponoć. Jak ktoś wierzy w duchy, to będzie na filmie bał się mocniej, a jeśli nie wierzy – słabiej. Nie zmienia to jednak faktu, że ta drobna informacja na początku filmu: „oparte na wydarzeniach autentycznych” daje do myślenia i jednym, i drugim.

Źródło: http://www.filmweb.pl
Ogólnie film podobał mi się bardzo, aczkolwiek zdaję sobie sprawę z tego, że gdybym oglądała go w domu, a nie w kinie, pewnie wrażenia byłyby odrobinę słabsze. Komu polecam horror Wana? Tym, którym motyw nawiedzonych domów nigdy się nie nudzi i którzy w każdej kolejnej projekcji tego typu potrafią dostrzec coś nowego. Osoby o słabych nerwach niechaj omijają ten seans szerokim łukiem!

Ocena: 5/6

********************************************************





piątek, 16 sierpnia 2013

Gorąca prośba... :)



Czy jest na sali ktoś, kto lubi Książkówkę? :) Ktoś, kto lubi mój styl pisania recenzji? Moje wpisy? Kuferek? I całą mnie? Jeśli znajdzie się choć jedna taka osoba to bardzo gorąco proszę ją o zagłosowanie na mnie w konkursie eBuka2013 i oddanie swojego cennego głosu w ramach Nagrody Publiczności. :) Jak to zrobić? Nic prostszego! Wystarczy wysłać e-mail opatrzony tytułem: Książkówka pod adres: ebuka@duzeka.pl

Dziękuję za każdy głosik! :)


środa, 14 sierpnia 2013

"Pasjonat oczu" Sebastian Fitzek


tłumaczenie: Tarnas Barbara
tytuł oryginału: Der Augenjäger
wydawnictwo: G+J
data wydania: 20 lutego 2013
ISBN: 9788377782873
liczba stron: 420



Pasjonat oczu pomagający widzieć więcej…

Na co dzień jesteśmy tak pochłonięci prozą życia, że na ogół nie zwracamy większej uwagi na to, co dał nam Bóg (lub los, jak kto woli) i co jest prawdziwym błogosławieństwem. Wzrok – większość z nas widzi, ale czy doceniamy ten prosty fakt? Czy staramy się widzieć więcej niż to, co oczywiste? Pewnie nie zawsze… Z myślą o takich właśnie ludziach powstała postać pewnej książki. Postać mocno kontrowersyjna, dobra i zła zarazem. Pasjonat ludzkich oczu, pomagający innym widzieć więcej. Jak to robi? Rozszerzając mechanicznie powieki za pomocą klamerek…

Cóż, pewnie spodziewaliście się bardziej oryginalnego podejścia do tematu, metaforycznego, a nie dosłownego? Ewentualne skargi lub zażalenia z tego powodu proszę kierować w stronę pana nazwiskiem Sebastian Fitzek, bo to on wykreował mrocznego bohatera swojej powieści pt. „Pasjonat oczu”. Jest to nowa, odrębna historia w stosunku do poprzedniej, czyli „Kolekcjonera oczu”, chociaż istnieją pomiędzy nimi znaczące wiązki. Pisarz we wstępie zaznacza, że nie trzeba czytać najpierw „Kolekcjonera…”, by zrozumieć drugą opowieść. Ja jednak od razu uprzedzam, że nie należy zaczynać od „Pasjonata oczu”, mając w planie lekturę pierwszego tytułu – bagatelizujący moją radę pozbawią się całej frajdy z czytania, gwarantuję.

Wspomniany już przeze mnie pasjonat oczu, Zarin Suker, to wyśmienity lekarz, przed którym wzrok ludzki nie ma żadnych tajemnic – jest wybitnym specjalistą w dziedzinie okulistyki. Dla wielu swoich pacjentów jest kimś pokroju Boga, bo dokonuje rzeczy, zdawać by się mogło, niemożliwych. Jednak owe cuda to nie jedyna jego domena… Pan doktor to mistrz od zadawania bólu i cierpienia. Wyszukuje poszczególne ofiary, umieszcza je w piwnicy, tam więzi, torturuje, gwałci i na koniec pozbawia lewego oka. Alina Gregoriev – niewidoma psychoterapeutka, przez wielu uznawana za medium – wie bardzo dużo na temat psychopatycznego doktora, dlatego policja prosi ją o pomoc w jego sprawie. Alina ostatecznie godzi się na to, uruchamiając lawinę zła i ściągając na siebie (i nie tylko) potężne kłopoty…

Tak pokrótce przedstawia się fabuła książki. A jakie są moje wrażenia? Przyznaję, że jestem pod dużym wrażeniem stylu powieści. Sięgając po tę lekturę, spodziewałam się kolejnego thrillera, który będzie podobny do innych, poprowadzony tym samym schematycznym trybem, a tu zaskoczenie! „Pasjonat oczu” to naprawdę „coś” innego! Akcja toczy się z perspektywy dwóch osób, w tym Aliny. Raz spotykamy się z narracją pierwszoosobową, a raz trzecioosobową. Cała historia nie jest prosta i klarowna, a wręcz przeciwnie – zakręcona jak drut kolczasty zwinięty w kłębek. Postać doktora mocno intryguje, bo nie dość, że ma on dwa oblicza: jest zarazem złym i dobrym człowiekiem, to dodatkowo mamy tu do czynienia z postacią… bardzo dziwną. Z kolei niewidoma Alina może przywodzić na myśl skojarzenia z zagubioną, wystraszoną i bardzo delikatną osobą, prawda? A taka nie jest, przynajmniej nie do końca.

Lektura „Pasjonata oczu” była dla mnie pierwszym spotkaniem z tym autorem, ale wiem już na pewno, że nie ostatnim, choć teraz bardzo mocno żałuję, że nie zaczęłam od „Kolekcjonera oczu” – cóż, mądry Polak po szkodzie. Fitzek wnosi do gatunku thrillera coś nowego, zrywa ze schematami, nie pozwala się nudzić i straszy tym, czego osobiście najbardziej lubię się bać: mrokiem ludzkiej duszy. Jeśli Wy też w tym gustujecie, to jest to lektura jak najbardziej dla Was! Nie wyobrażam sobie też, by jakiś fan gatunku odpuścił sobie ten tytuł – to pozycja obowiązkowa! 

Ocena: 5/6




czwartek, 8 sierpnia 2013

"Seryjni mordercy XX wieku. Prawdziwe historie" Anna Poppek




wydawnictwo: G+J
data wydania: 2013 
ISBN: 9788377784013
liczba stron: 288


Ponieważ w moim życiu nie ma miłości, zastąpiłem ją nienawiścią”


Widzisz go codziennie, to twój sąsiad. Niemal każdego ranka wymieniacie uśmiechy i mówicie sobie „dzień dobry”. Rzadko rozmawiacie, ale gdy zachodzi taka potrzeba, on ochoczo ci pomaga. Dziwisz się, że taki sympatyczny i uczynny człowiek jest w życiu sam. W zasadzie nigdy nie widziałeś, by odwiedzał go ktoś regularnie – jakiś znajomy czy ktoś z rodziny. Może to dlatego, że o siebie nie dba? Przez ten natarczywy i odstręczający zapach, który uporczywie trzyma się jego drzwi wejściowych? Na tym jednak kończą się twoje rozważania na ten temat. Mijają kolejne dni. Pod koniec jednego z nich wracasz po trudach pracy do domu i widzisz, jak twój przemiły sąsiad zakuty w kajdanki jest odprowadzany w asyście policji do radiowozu – nie możesz się temu nadziwić! Po paru godzinach, gdy – uporawszy się z obowiązkami – w końcu włączasz wieczorne wiadomości, słyszysz: „Po wielu dniach nieustających poszukiwań zatrzymano dziś seryjnego mordercę, który w wyjątkowo brutalny sposób pozbawiał życia młode kobiety. Wstępnie mówi się o kilkudziesięciu ofiarach…” Potem mętnym wzrokiem patrzysz na pozbawiające złudzeń zdjęcia ulicy, przy której mieszkasz, oraz tych charakterystycznych drzwi wejściowych, które widzisz codziennie naprzeciwko swoich…

Choć powyższy scenariusz to tylko mój wymysł, nie jest on tak całkiem pozbawiony realizmu. Ba, on ma go więcej, niż mogłoby się komukolwiek wydawać… Seryjni zabójcy, bo to o nich chcę dzisiaj mówić a propos książki Anny Poppek pt. „Seryjni mordercy XX wieku. Prawdziwe historie”, są bardzo charakterystyczni pod względem społecznym. Często to samotnicy, bardzo grzeczni i uczynni, kryjący pod tą maską potworów w ludzkiej skórze.

Jestem prawdopodobnie najbardziej samotnym człowiekiem na świecie. Ponieważ w moim życiu nie ma miłości, zastąpiłem ją nienawiścią.[1] (Richard Kukliński)

zdjęcie pochodzi z książki


Ile historia zna już takich przypadków? To trudno zliczyć, jednak przybliżenia sylwetek tych morderców, którzy zapadli w pamięć milionów ludzi na całym świecie, podjęła się dziennikarka, publicystka i redaktorka, Anna Poppek. Zanim jednak autorka przeszła do przedstawiania tych niechlubnych biografii, pokusiła się o bardzo interesujący i świetnie uzupełniający całość wywiad z profesorem Brunonem Hołtysem – prawnikiem specjalizującym się m.in. w kryminalistyce, kryminologii i wiktymologii. Profesor przybliża nam w teorii, kim są seryjni mordercy, z jakich środowisk się wywodzą, czym się kierują, wybierając ofiary, oraz odpowiada na wiele wnikliwych (a nawet w niektórych przypadkach, nieco kontrowersyjnych) pytań. Po takim wstępie jesteśmy już przygotowani do zmierzenia się z najsłynniejszymi mordercami XX wieku…

zdjęcie pochodzi z książki
Pojawia się wśród nich Charles Manson – postać, która urosła do rangi legendy, bowiem w tym przypadku mamy do czynienia z mordercą, który… nie zabijał. Jako przywódca sekty i człowiek o silnej osobowości potrafił nakłonić jej członków do popełnienia najokrutniejszych czynów. To oni pozbawili życia żonę Romana Polańskiego – Sharon Tate. Manson nadal żyje i odsiaduje swój wyrok.
Poznajemy także historię życia Teda Bundy’ego, który zwabiał swoje przyszłe ofiary – kobiety w różnym wieku – wzbudzając w nich litość.
Co ciekawe, publikacja ta nie traktuje tylko o zabójcach z odległych krajów. Anna Poppek przypomina, że także na naszym polskim podwórku nie brak było psychopatów, przed którymi wieczorami drżał cały kraj.
Jednym z najbardziej przerażających, opisanych tu morderców był Bogdan Arnold, zwany „Władcą much” z Katowic. Informacje o tym, do czego był zdolny, na pewno są w stanie poruszyć, co więcej – przerazić każdego… Jest też Zdzisław Marchwicki, który bezwiednie pomógł w awansie społecznym kilku ważnym osobom. Oprócz tych postaci w książce mowa jest o wielu innych, które na przemian fascynują pod względem psychologicznym i przerażają stopniem swojego okrucieństwa.

Podczas lektury wielokrotnie łapałam się za głowę – dosłownie. Głównie z dwóch powodów. Po pierwsze, to, do czego zdolni byli mordercy, przechodzi ludzkie pojęcie. Najbardziej wymyślne i przerażające horrory nie umywają się do scenariuszy z życia tych mężczyzn. Jest w nich wszystko: brutalność, skrajny sadyzm, wyuzdane praktyki seksualne, najgorsze perwersje, jakie znała ludzkość, pedofilia, kanibalizm…
Po drugie, błędy organów ścigania i sądów w niektórych przywołanych sprawach wprost porażają – jak się okazuje, wiele ofiar nie straciłoby życia, gdyby nie popełniono kardynalnych błędów. Prawda, to tylko ludzie i też się czasem mylą, ale w takich przypadkach oczekujemy jednak stuprocentowej skuteczności. Jak tu o niej mówić, gdy motywacją do działania jest dla stróżów prawa przede wszystkim chęć awansu i zaspokojenia opinii publicznej? Oto jak skazano Marchwickiego:

Sąd: Czy oskarżony jest mordercą?Marchwicki: No, z tego co słyszałem, co się dowiedziałem, no to chyba tak…[2]

To oczywiście nie jedyne wnioski, jakie się nasuwają po lekturze „Seryjnych morderców XX wieku”. Bardzo dużo myślałam o cechach łączących tych zbrodniarzy, o okolicznościach, które sprawiły, że stawali się bestiami. Wiele różnych myśli kotłuje się w mojej głowie do tej pory, ale to już temat na wywód dłuższy niż ta recenzja…

Zakończę ją fragmentem pamiętnika pisanego przez jednego z katów, dającym pewną dozę  nadziei (styl i oryginalna pisownia zachowane):

(…) wszyscy ci kturzy będą czytali ten pamiętnik niech wiedzą że nie warto jest zabijać te cierpienia które ja przechodze uniknie jedynie ten kto będzie przestrzegał piątego przykazania Bożego.[3]


Ocena: 5.5/6





[1] A. Poppek, Seryjni mordercy XX wieku. Prawdziwe historie, G+J, Warszawa 2013, s. 193.
[2] Tamże, s. 230.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

"Zakład pogrzebowy przedstawia! Dobrze, że do nas trafiłeś" Wilhelm Peter



tłumaczenie: Marcin Ościłowski
tytuł oryginału: Gestatten, Bestatter! Bei uns liegen Sie richtig.
wydawnictwo: ACADEMICUS
data wydania: 22 lipca 2013
ISBN: 9788393697502
liczba stron: 258


Śmierć przez długi czas była tematem tabu. Czy nadal jest? W pewnych rejonach świata tak, a w innych wręcz przeciwnie. Jedni nie mają oporów przed rozmowami na ten temat, a drudzy mają ich dużo. W pewnych kulturach traktuje się ją „na wesoło”, w innych zaś – z dużą dozą powagi, zadumy i wyciszenia. Do mnie – ze względu na naszą tradycję – przemawia tylko ta druga opcja. Dlatego z dużym zaciekawieniem podchodziłam do książki, która miała  w ostatnich dniach wypełnić część mojego wolnego czasu. O czym mowa?

Jest to rzecz autorstwa Wilhelma Petera – „starego wyjadacza” z branży funeralnej, który zebrał swoje opowieści umieszczone wcześniej na blogu http://bestatterweblog.de i wydał w formie osobnej pozycji. Nadał jej chwytliwy tytuł: „Zakład pogrzebowy przedstawia! Dobrze, że do nas trafiłeś” (w oryginale: „Gestatten, Bestatter! Bei uns liegen Sie richtig”). Skąd pomysł na taką książkę? Autor sam przyznaje, że wielu ludzi zadaje mu mnóstwo pytań dotyczących jego pracy: a to o „dziwne” przypadki zgonów, a to jak ubiera się nieboszczyka albo czy po trzydziestu latach pracy w tej branży zdarza mu się jeszcze płakać na pogrzebach. Zamiast odpowiadać każdemu z osobna, postanowił po prostu opowiedzieć w książce i na blogu o tym, jak funkcjonuje na co dzień zakład pogrzebowy (robiąc to oczywiście na przykładzie własnej firmy).

Najpierw wspomiona o tym, jak i kiedy to wszystko się zaczęło. Potem kolejno, w kilku zdaniach przedstawia swoich współpracowników, którzy wbrew pozorom wcale nie są wiecznie przygnębionymi smutasami, co potwierdza m.in. zachowanie zwariowanej, ale bardzo sumiennej w pracy, Sandy. Jak czytamy:

Zatrudnienie Sandy po okresie próbnym było więc czystą formalnością. Muszę jednak tolerować kilka jej „złych nawyków”, jak drzemka pod stołem w czasie, kiedy nie ma dużo do pracy, albo to, że w ostatnim magazynie czasami czuć palone zioło.[1]

Autor, przywołując przykłady prawdziwych historii, odpowiada na te pytania, które każdy z nas chciałby zadać przedsiębiorcy pogrzebowemu, ale nie ma ku temu okazji albo wstydziłby się zapytać. Czyli? Co dzieje się z człowiekiem, kiedy umrze? Co robi ów przedsiębiorca z ciałem? Czy zdarzają się nie do końca jasne okoliczności śmierci i zakład musi powiadomić o tym odpowiednie służby? Na ostatnie pytanie odpowiedź brzmi niestety: tak, a opowiedziana historia jest tym smutniejsza, że dotyczy malutkiego dziecka.

Bardzo obawiałam się, zaczynając tę lekturę, że w pewnym momencie zwyczajnie mnie przygniecie ogromem tak smutnych historii, jak już wspomniana. Na szczęście tak się nie stało, wpływ na to ma duże poczucie humoru autora (choć przyznam, że chwilami specyficzne) oraz opisywanie spontanicznie rodzących się, zabawnych sytuacji. Przyznam też, że jestem pod wrażeniem stylu autora, który w pewnych momentach potrafi zachować totalną powagę i nawet kącik ust mu nie drgnie, by wyrazić rozbawienie jakąś kuriozalną sytuacją. Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia do waszego biura przychodzi dwóch potężnych facetów w skórach i jeden z nich mówi:

Pepiego zmieliło[2]

po czym oświadczają, że szukają dla swojego nieżyjącego już kumpla motocyklisty „porządnego pudła” (tak, tak – cały czas chodzi o trumnę).

Zatem mamy na co dzień w zakładzie pogrzebowym ogrom smutku i wzruszeń, jest praca w prawdziwie spartańskich warunkach, np. gdy trzeba wynieść denata z ciasnej, zatęchłej piwnicy, wypełnionej niemal po brzegi robactwem, ale ma także miejsce wiele zabawnych zdarzeń.

Zakładów pogrzebowych raczej nie zauważamy lub nie zwracamy na nie uwagi. Zmienia się to, gdy umiera ktoś nam bliski. Jednak nawet wtedy nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak trudna praca jest tam wykonywana. Faktycznie, jest to – brzydko mówiąc – biznes jak wiele innych, ale trzeba przyznać, że chyba jeden z najtrudniejszych. Przekonałam się o tym właśnie po tej lekturze i nabrałam więcej – niż dotychczas miałam – szacunku do tego rodzaju działalności.

Wracając jeszcze do samej książki, to śmiało mogę każdego zapewnić, że nie przytłoczy was ona swoją tematyką – tego nie musicie się obawiać. Nie obfituje też w jakieś drastyczne szczegóły z przygotowywania zwłok do pogrzebu czy z opisu miejsc wypadków. Wrażliwe osoby spokojnie mogą tę książkę czytać i nic im się złego z tego powodu nie stanie.

Komu ją polecam? Oczywiście zainteresowanym tematem, ale także tym, którzy szukają odskoczni od zwykle wybieranych przez siebie lektur. Nie rozczarują się również czytelnicy lubujący się w ciekawostkach z dziedzin, które z rzadka odkrywają przed nami swoje tajemnice.

Ocena: 4/6




[1] W. Peter, Zakład pogrzebowy przedstawia! Dobrze, że do nas trafiłeś, Academicus, Warszawa 2013, s. 11.
[2] Tamże, s. 92.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Academicus.

sobota, 3 sierpnia 2013

"Nie niszcz książek - używaj zakładek"



W zabawie „Nie niszcz książek – używaj zakładek” może wziąć udział każdy. Aby do nas dołączyć, opublikuj na swoim blogu post o Twoich ulubionych lub wymarzonych zakładkach, następnie zaproś do zabawy siedmiu innych blogerów. Miłej zabawy! (http://minerwaproject.blogspot.com/2013/07/nie-niszcz-ksiazek-uzywaj-zakadek-oraz.html)


Na wstępie bardzo dziękuję Minerwie za zaproszenie. :) Szczerze nienawidzę zaginania rogów w książkach, dlatego sama nigdy tego nie robię i używam zakładek. Zanim przystąpię do prezentacji mojej bardzo skromniej i nieokazałej kolekcji pozwolę sobie wytypować 7 blogów, które jeśli chcą to również mogą wziąć udział w zabawie. Nie dam sobie głowy uciąć za to, że ktoś z przeze mnie wybranych nie brał już udziału w zabawie, bo mogłam to przeoczyć - jakby co to przepraszam. :)


A teraz moje zakładki. Lwią częścią moich zdobyczy są zakładki z wydawnictw i księgarń (wszystkich tu nie ma, bo część "siedzi" w książkach).




Cudna wygrana u Beatrix:



Kumikowa biedroneczka:



Są też "ruchome" papużki:


I "ruchomy" Miś, który należy do mojego osobistego TOP3:


W TOP3 znalazły się także te dwie zakładki. Ta jest prezentem od Książki w Mieście:


A tę sprezentowałam sobie sama, bo lubię motyle:


Brakuje mi jakichś super wypasionych zakładek związanych ze Stephenem Kingiem, ale to pewnie tylko kwestia czasu. :)

czwartek, 1 sierpnia 2013

Kuferkowe losowanie nr 13



Witam Wszystkich w ten czwartkowy poranek oraz ostatni miesiąc wakacji (dla studentów - przedostatni ;)). Żyjecie po upałach, które nawiedziły nas na początku tego tygodnia? Mam nadzieję, że tak, bo w przeciwnym wypadku nie miałabym komu wręczyć nagród. ;)

Ciekawi Was, do kogo polecą książki oraz SKWORCOWY rabat? :) Informuję, że zwycięzców w tym miesiącu wybierał mój dwunastoletni i nieoceniony pomocnik imieniem Kuba. :) Dziękuję za pomoc. :):* Oto i jego typy:

Perry


oraz Anita M.



Gratuluję! Do Anity M. leci książka pt. "Jak spowodować, by inni robili to, co chcesz" ponieważ "Trucicielka..." leci do zwyciężczyni nr 1, jako że była pierwsza. Zaraz się z Wami skontaktuję i wyjaśnię, co i jak z rabatem. A pozostali? Prędziutko zaglądają do kuferka. :)