środa, 22 października 2014

O miłości rodem z Internetu i nie tylko...



Wiecie, o czym dziś Wam opowiem? O miłości, a raczej o szukaniu jej. Serio. Ja – ta, która prędzej w totka coś wygra, niż jej życie uczuciowe w końcu się ułoży. Ta, którą w rodzinnych stronach okrzyknięto już zapewne starą panną. Ta, która już miała porzucić ten stan, już była w ogródku i witała się z gąską, ale… niemal w ostatniej chwili zmieniła plany.

Między innymi dzięki temu wiem już, że co by się w życiu nie działo, zawsze można z tego wynieść świetną naukę na przyszłość. W takich sytuacjach zawsze czegoś dowiadujemy się o sobie, o tym, czego potrzebujemy, czego oczekujemy i co jesteśmy w stanie dać drugiej osobie (a czego na pewno nie). Naprawdę mało ludzi jest w posiadaniu takich informacji na temat siebie samych, a póki ten stan rzeczy nie zmieni się, to singiel próbować swoich sił w budowaniu związku nie powinien. Dlaczego? Bo to jak budowanie domu ze słabych jakościowo materiałów – niby coś powstanie, ale czy wytrzyma pierwszą mocniejszą wichurę?

Zatem, jeśli występujesz w naturze solo, nie masz na palcu złotego GPS-a i ogarnąłeś już temat swoich potrzeb, oczekiwań oraz tego, co możesz dać od siebie, to możesz wyruszać na łowy. Nie chcesz? Wolisz poczekać aż ten ktoś sam Cię znajdzie? Nie ma problemu, to Twój wybór. Wiedz tylko, że możesz sobie długo poczekać…

Ewentualnie, jeśli czekanie Ci nie leży, możesz sam siebie nieco oszukać, wybierając opcję: pomogę losowi i dam się odnaleźć. Jak to zrobić? Zwyczajnie, bierzesz stare prześcieradło, marker, piszesz na nim chwytliwe hasło typu: wolny XX-latek do oddania w dobre ręce. Mały przebieg, tu i ówdzie małe ryski na karoserii, ale rdzy brak, koń mechaniczny tylko jeden i mały, ale wariat… I z takim transparentem idziesz okupować Złote Tarasy w Warszawie. Dobra, dobra, żartowałam. Możesz skorzystać z Internetu, a konkretnie – portali randkowych. A przepraszam bardzo, z czego Pani w ostatnim rzędzie się śmieje? Że co? Że portal taki śmieszny? I randkowy jeszcze bardziej? A Pan co mówi? Głośniej, proszę… Że znajomości rodem z Internetu są niebezpieczne?

No to po kolei. W znajomościach, których początek tkwi w Internecie (np. w portalach randkowych), nie ma absolutnie nic śmiesznego, bo tak się składa, że zarówno po jednej jak i po drugiej stronie monitora siedzi człowiek, który czuje i myśli (daj Boże). Jest to człowiek najpewniej taki jak Ty czy ja, ale też taki, który z jakichś względów ma (choć wcale nie musi) ograniczoną możliwość poznawania nowych ludzi formą tradycyjną. Bo np. nie lubi hucznych imprez, a na dyskoteki nie chodzi, bo uważa, że brzydko jej w białych kozaczkach. Bo raz już próbował zaczepić na ulicy kobietę, która mu się podobała, a potem dyżurny lekarz miał niezły ubaw, zszywając jego rozcięty łuk brwiowy – okazało się, że niewiasta, oprócz urody, miała też niezłą krzepę. Powodów może być cała masa, dlatego nie należy takich ludzi oceniać zbyt pochopnie, a już na pewno, jeśli nic o nich nie wiemy.

Jaki był kolejny argument? Ach, tak – kwestia bezpieczeństwa. Myślę, że w takim samym stopniu mamy szansę trafić na kogoś, kto może nam wyrządzić krzywdę, poznając go drogą wirtualną, co tradycyjną. Nikt nie da nam gwarancji, że osoba poznana na plaży nie jest psychopatycznym mordercą albo że znajomy znajomego nie jest złodziejem – w życiu realnym ryzykujemy tak samo. Oczywiście oszuści czy osoby potencjalnie niebezpieczne mają większe pole manewru dzięki sieci, ale mając głowę na karku i podchodząc do sprawy z rozwagą, możemy w dużym stopniu wyeliminować możliwości zapoznania tego rodzaju delikwenta. Trzeba pamiętać, by nigdy nie umawiać się z taką osobą w odludnym miejscu, by przeprowadzić (na ile to możliwe) drobny research na jej temat (nie czarujmy się, doba Facebooka daje ogromne możliwości na tym polu) i tak dalej.

Jeśli poważnie podejdziemy do zawierania znajomości drogą elektroniczną, to istnieje naprawdę ogromne prawdopodobieństwo, że w tym wirtualnym sklepie z singlami trafimy nie tylko na osobę wartościową i godną naszej uwagi, co taką, której być może od dawna szukaliśmy, czy na którą czekaliśmy. Poważnie, czyli jak?

O tym między innymi przeczytacie w książce Eweliny Jasik oraz Adama Jakubiaka pt. 3 godziny, która na rynku ukaże się w lutym przyszłego roku. Będzie ona swoistym potwierdzeniem tego, co wyżej napisałam – autentycznym przykładem, bowiem bohaterowie tej historii, czyli Laura i Witek, poznali się właśnie na portalu randkowym. Co więcej, postanowili opowiedzieć całkiem szczerze o kulisach swojego poznania się i naprawdę wyboistej drodze do szczęścia. To znaczy, że nie przeczytacie tu banalnej historyjki o miłości epoki cyfrowej, z której ociekał będzie lepki lukier. To, co przedstawi Wam ta para, będzie do bólu prawdziwe, życiowe i obnażające wady części naszego społeczeństwa. Aby całość nie była zbyt monotonna, zawierać będzie szereg porad i wskazówek, które każdy z Was będzie mógł wykorzystać, jeśli tylko postanowi skorzystać z dobrodziejstw Internetu.

Historia Laury i Witka – to potwierdzenie tego, że miłość możemy spotkać wszędzie, trzeba się tylko na nią otworzyć. Sama znam kilka par, które poznały się w świecie wirtualnym i są ze sobą szczęśliwe. Jednego jegomościa osobiście namówiłam do założenia konta na portalu randkowym i… teraz jest szczęśliwym mężem i tatą kilkumiesięcznego szkraba (a trzeba dodać, że początkowo był zagorzałym przeciwnikiem tej formy poznawania ludzi i cały był na „nie”).

A jakie Wy macie zdanie na ten temat? Czy miłość rodem z Internetu, według Was, jest możliwa? Ma szanse na przetrwanie? A może znacie pary, które tak się poznały? Może sami tak kogoś poznaliście i chcielibyście mi (oraz innym Czytelnikom) opowiedzieć swoją historię?

*****************


57 komentarzy:

  1. Ciekawy temat ruszyłaś :) Miłość z internetu jest możliwa, sama znam takie przypadki, ale to jednak rzadkie zjawisko. Sama chyba bałabym się zaryzykować....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czego konkretnie byś się bała? :)

      Usuń
    2. Ja: straty czasu. W realu szybciej kogos poznajesz,niestety po wygladzie tez trochę ocenkasz.po mimice stylu bycia.tonie glosu...w necie zanim dojdzie do tego etapu moze trochę czasu minać. Ale z drugiej strony: jak tak trudno w tych czasach kgos gdzieś znaleźć to moze warto sprpbowac. Czas i tak leci.

      Usuń
    3. To już kwestia indywidualna, do ustalenia, ile czasu poświęca się na kontakt wirtualny nim dojdzie do spotkania. Na dobrą sprawę może ono nastąpić już na drugi dzień. Kwestia dogadania się wg mnie. :)

      Usuń
  2. Powiem Ci: szacun... Tak mnie wciągnęłaś tymi refleksjami natury osobistej... powaliłaś zdjęciami (wypełzam spod biurka i czytam dalej)... a tu promocja książki. I jak tu nie zwrócić uwagi? Jak nie zapamiętać? Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie Twoja reakcja ogromnie. :) Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
  3. To prawda, ale to już przypadek wyjątkowo hardcore'owy (z tym starym prykiem podającym się za 30-latka). ;) Nie da się tego typu przypadków wyeliminować do zera, tak jak i tego, że poznając kogoś tradycyjnie, ów ktoś po czasie nie okażę się być zupełnie kimś innym niż to sobie wyobrażaliśmy (np. tyran, który ma "ciężką rękę" nie pokaże swojej prawdziwej twarzy na wejściu). Życie... po prostu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uważam, że to będzie duży plus tej książki, ten brak lukru i posypki kolorowej, że to będzie taka historia z krwi i kości. Znam pary, które poznały się i są ze soba i już sporo lat dzięki portalom internetowym. Inni do dziś się przyjaźnią, kumplują. A sa i tacy, co po prostu wynieśli kolejną naukę z życia. Nie skreślałabym portali randkowych, nie naśmiewałabym się z nich, wszak instytucja kojarzenia ludzi w pary istnieje już od dawna, tylko, że teraz przybrała nowoczesne "szaty" :)

    Ewo! Genialny tekst! Mega zachęcający, by bliżej przyjrzeć się książce "3 godziny".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję bardzo, cieszę się, że się podoba. :)

      Usuń
    2. kom mi jadło ;/ a tak pisząc powtórnie to bardzo podoba mi się tekst, ma osobiste wstawki lecz z dystansem do siebie i całej sytuacji! 11 lat temu poznałam swojego obecnego męża na gg, więc z wielką chęcią poznam historię innej pary! Więcej dowiesz się niedługo ;P

      Usuń
    3. Dzięki. :) I czekam na Twoją historię. :)

      Usuń
  5. ksiązkę na pewno bym przeczytala choć do znajomości przez internet ma pewnien dystans ale róznie w zyciu tak jak piszesz bywa , co prawda ja nie korzystałam ,ale mam kolezanki i nie za bardzo wychodziło im to na zdrowie jedna jest niby w takim zwiazku ale on wiecznie umawia się także z innymi a ja oklamuje , zalezy na kogo się trafi i po co ten ktoś szuka "miłości" w internecie na portalach randkowych , ....na peano ngdy nie wsiadłabym z obcym do auta , a znam waratki co wsiadły na szczescie nic sie nie stało

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku tej koleżanki trzeba by się zastanowić, czy tę relację aby można nazwać związkiem. :) I czy powinnam sobie kimś takim w ogóle zawracać głowę, ale... To takie moje luźne przemyślenia. :)

      Usuń
  6. Poznanie kogoś w Internecie jest równie normalne, jak w świecie realnym. Ba! Ma nawet jedną przewagę, najpierw poznajemy osobowość drugiej osoby, a nie tylko jej wygląd. Moja siostra poznała swojego męża,cudownego, ciepłego faceta przez zwykły, archaiczny czat ;) Człowiek ten, informatyk z głową w chmurach, zawsze uciekał w popłochu przed kobietami. Ona zaś, przepełniona kompleksami istota, nie wierzyła, że może się komuś spodobać. Było różnie, najpierw bali się spotkania, potem bali się tego, że już się nie zobaczą (dzieliło ich ponad 500 km) w końcu los rzucił ich do jednego studenckiego miasta i dalej jakoś poszło. Tak jak napisałaś, zawsze można trafić na psychopatę, ale takich jest mnóstwo i w świecie realnym, tymczasem wiele osób jest samotnych tylko dlatego, że nie potrafią przełamać własnej blokady. Popieram Twój udział w promowaniu książki "3 godziny" i już wiem, że kupię ją przyjaciółce, która zmierza prostą drogą do depresji wynikającej z samotności.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, jaka ładna i pozytywna historia. :) I ta odległość, która udało się pokonać - fiu, fiu... :) A koleżankę ratuj wszelkimi możliwymi sposobami... :) Pozdrawiam Ciebie i ją bardzo ciepło. :)

      Usuń
    2. To jest ciężki temat, bo ona tylko pracuje, potem wraca do domu, siedzi na kanapie i przegląda Internet. W weekendy nigdzie nie wychodzi bo jej się nie chce i twierdzi, że nie ma z kim. Do tego mieszka w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znają i traci już nadzieję. Ratuję jak mogę, ale nie jestem dla niej w tej sprawie autorytetem, w końcu mam rodzinę, dziwną, bo dziwną ;) Ale zawsze.
      Książka może być dobrym prezentem, może pomoże.

      Usuń
    3. To skoro już tak przesiaduje przed Internetem, to może niech spróbuje za pośrednictwem któregoś z portali? Sugerowałaś jej to?

      Usuń
    4. Sugerowałam, ale ona twierdzi, że tam siedzą sami desperaci ;) Muszę zmienić jej nastawienie.

      Usuń
    5. Heh...No to ciężka sprawa z nią. ;) Ale próbuj zmienić jej nastawienie. Mnie się to raz udało i teraz ten ktoś jest szczęśliwy. :) Nie jest powiedziane, że Twojej koleżance od razu się uda, ale... Wychodzę z założenia, że lepiej próbować zmienić to, co nam nie odpowiada, niż nie robić nic i narzekać...

      Usuń
  7. Tak się zastanawiałam gdzie tu haczyk, bo nie chciało mi się wierzyć, że zmieniłaś tematykę bloga. Wyszło świetnie! Przykułaś uwagę na maksa i o to chodzi. :)
    A co do poznawania ludzi za pomocą portali randkowych, to jedyna obawa, jaką bym miała to taka, że trudniej wyczuć intencje osoby po drugiej stronie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tekst Ci się spodobał. :) A co do intencji... Wszystko zależy od tego, na kogo się trafi. Jedna osoba będzie faktycznie szukała tego, o czym napisała w profilu, a druga... No cóż.

      Usuń
  8. Udało Ci się! Na początku tekstu w ogóle bym nie powiedziała, że zmierza on do zapowiedzi książki i tak jak Ann RK się dziwiłam, o co chodzi - zmiana na blogu? Przykucie uwagi na 200% :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło. :) Ale to najpewniej początek, bo tekstów tego typu (ale już bez zapowiedzi książkowych) może być u mnie więcej. :)

      Usuń
  9. mój związek zaczął się właśnie od portalu randkowego, nie uważam że to coś złego czy śmiesznego :) mi dało szczęście i pozwoliło poznać wspaniałego człowieka, na którego inną droga pewnie bym nigdy nie trafiła (odległość). także da się, i nie tylko bohaterowie tej ksiązki sa tego zywym przykładem ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratuluję odnalezienia miłości! A ja w tzw. stare panny nie wierzę, bo kuzynka również dawno dostała to miano, a w wieku 37 lat wyszła za mąż. Aż wszystkim kopary opadły. ;-) Można? Można!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! A niech opadają im te kopary. ;D U mnie niedawno był ślub panny w wieku... 47 lat. :D Można? Można. :D

      Usuń
  11. Naprawdę się wciągnęłam :D Niby tak strasznie nie czytam historii o miłości, a tu proszę... Kilka słów, chwytliwy temat i się wkręciłam ;) Zdjęcia są świetne, przykre, ale świetne ;) A co do samej istoty Internetu... umawiałam się tak parę razy, ale nigdy nic z tego nie wyszło, bo parszywa natura obdarzyła mnie niestety jedną męską cechą - jestem wzrokowcem i to cholernym. Dlatego mój mąż, z którym mija nam w styczniu 4lata małżeństwa, został poznany w realu i szczęśliwie się zdarzyło, że nie dość, że jest przystojny to i mądry. Jednakże nie chcę przez to powiedzieć, że neguję kontakty Internetowe... przyznam tylko, że największą bolączką takiego kontaktu jest to, czy aby przypadkiem ta osoba po drugiej stronie to na pewno "ta" osoba, a nie jakiś zboczeniec i inny parszywiec. Zdarzyło mi się "poznać" w ten sposób kogoś, kto może nie był jakimś wykolejeńcem, ale podszywał się pod kogoś kim nie był, a potem był zawód, szczęśliwie szybko zdemaskowałam kolesia. W końcu ktoś kto korzysta z takich portali ma szczere intencje, a gdy się raz zawiedzie, to nadzieja na znalezienie kogoś odpowiedniego dla siebie, może się zmniejszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszą mnie ogromnie twoje pozytywne słowa. :) Fakt, zdarzają się przypadki, które mocno na swój temat koloryzują albo zwyczajnie - kłamią ile wlezie, ale... Jakby tak każdy człowiek miał widzieć w innych tylko oszustów, to by zwyczajnie oszalał. ;)

      Usuń
  12. Ja jakoś mam problem żeby uwierzyć w taką miłość, bo jestem do bólu nieufna i muszę każdego znajomego przetestować w realu zanim go obdarzę takim mianem... Ale pewnie niektórym się udaje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już znajomość rodem z Internetu przeniesiesz do rzeczywistości to jaki problem w testowaniu? Żaden. :) Grunt to nie przedłużać niepotrzebnie tego etapu. :)

      Usuń
  13. Raz byłam na takiej randce zainicjowanej przez internet. Okazało się, że zupełnie do siebie nie pasujemy, ale i tak bardzo miło spędziliśmy czas.
    Jestem jak najbardziej za i znam kilka szczęśliwych par, które w ten właśnie sposób się poznały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło spędziłaś czas? I już jest plus tej sytuacji. :)

      Usuń
  14. Cóż za zwrócenie uwagi na książkę, brawo Ewo za pomysł. Cóż mogę powiedzieć drogą internetową poznałam faceta, byliśmy 3 lata razem, a później no cóż każde poszło swoją drogą. niestety okazał się niezbyt szczerym człowiekiem i manipulantem. Od tej pory unikam zawierania w taki sposób znajomości, chyba że dotyczą pasji książkowej , ale to co innego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko, że uzależnienie wszystkich znajomości internetowych od tego, że jeden okazał się nie taki, to dalekosiężne posunięcie. Ja miałem kilka związków - każdy rozpoczęty przez internet - nie wyszły. Ale złego słowa nie powiem o tej formie. Dziś też mam związek, tym razem przez portal randkowy i jest wspaniale...
      To nie ma znaczenia jak poznajemy, lecz kogo...

      Usuń
    2. Anonimie - moje gratulacje. :) Trzymam mocno kciuki. :)

      Usuń
    3. Książkowa fantazjo - dzięki. :) Za pomocą wspólnej pasji, jaką mogą być książki i w Internecie też można poznać ciekawych ludzi. :)

      Usuń
  15. Ja nie mam doświadczeń z internetową miłością czy przyjaźnią. Poznałam trochę ludzi przez internet i to sobie cenię. Masz rację jeśli chodzi o wyrządzanie krzywd - internet czy real jednakowo bolą :)
    Książka mnie zaciekawiła więc pewnie się skusze :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Poruszyłaś bardzo ciekawy temat. Dla mnie miłość z internetu jest trochę śmieszna i dziwna. Rozumiem, że w czasach facebooka tą drogą najłatwiej nam kogoś poznać. Bo przecież wystarczy napisać "Hej! Fajne profilowe" itp. itd. Moja kuzynka tak poznała swojego chłopaka, napisał jej "fajne usta" czy coś w tym guście. W sumie, jak się na tym dłużej i dogłębniej zastanowić, to w relacjach internetowych nie ma nic złego. Myślę, że to po części to co nam wpojono "przez internet - negatywnie", a po części zależy to od osobowości. Ja na przykład nie chciałabym opowiadać swoim wnukom, jak to się zapoznałam z dziadziusiem na facebooku. Zdecydowanie jestem na to zbyt wielką romantyczką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znów się muszę wtrącić, by rozszerzyć nieco punkt widzenia... A co poznanie na facebook'u czy poznanie na wiejskiej dyskotece ma wspólnego z romantyzmem? Myślę, że żadna forma poznania nie ma nic wspólnego z romantyzmem - to tylko moment "zetknięcia", pierwszego kontaktu. Romantyzm dopiero może się budować po tej chwili...
      "- Wiesz wnusiu - dziadek znalazł mnie na facebook'u w znajomych swojego przyjaciela... i jak tylko mnie zobaczył, to zaprosił mnie na spacer, na którym zjawił się z wielką różą..." - jest romantycznie? JEST. A przecież poznali się na facebook'u... A obawa przed zdradzeniem tego faktu wnusiom, czy komukolwiek, to ewidentna obawa przed "Co ludzie powiedzą". A co kogo obchodzi, co powiedzą? Ty żyjesz swoim życiem, a nie inni. A finalnie i tak większość powie: "Na facebook'u? Ale czad..."

      Usuń
    2. W takich znajomościach naprawdę nie ma nic śmiesznego wg mnie. Zwłaszcza że - jak pisałam - te znajomości często przenosi się do rzeczywistego życia. :) Anonimie, znów trafny komentarz... :)

      Usuń
  17. Tekst ciekawy, pomysłowo nawiązujący książki. :)
    Ja jakiś czas temu raczej sceptycznie podchodziłam do miłości z internetu. Mój brat poznał w ten sposób dziewczynę i teraz jest bardzo zakochany dlatego od tego czasu trochę zmieniłam swoje podejście w tej kwestii. ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ekhmmm, to może ja też się wypowiem. Nieskromnie powiem, że swego czasu byłam "specjalistką" od randek internetowych hihi. Było to ... dawno temu, jeszcze podczas studiów. Bardzo chciałam poznać kogoś wartościowego, ale przez długi czas miałam pecha - albo opis na portalu S. nie bardzo odpowiadał rzeczywistości (zdjęcie sprzed pół wieku albo 10 kg mniej i te sprawy;-) albo koleś był za bardzo nastawiony, że już na zawsze będziemy razem albo najzwyczajniej w życiu nie było żadnej "iskry" (wiecie o co mi chodzi?). Na długi czas zrezygnowałam z takich "randek". I kiedy już byłam raczej sceptycznie nastawiona i w zasadzie dla jaj wznowiłam konto, wstukałam swoje "wymagania", wyskoczył mi On - mój kochany Mąż :D. Nie wiem, czy miałam więcej szczęścia niż rozumu, czy po prostu Najwyższy postanowił mi pomóc, ale już po pierwszych internetowych rozmowach wiedziałam, że to może być wartościowa znajomość. Na pierwszą randkę wybrałam się do obcego miasta - przyjaciółka była pod telefonem (jeśli nie dałabym znać o którejś godzinie, że wszystko okej, miała dzwonić... na policję, serio serio - teoretycznie byłam więc zabezpieczona; do dziś z Mężem śmiejemy się, że w sumie z mojej strony to było czyste szaleństwo). Randka ta trwała ponad... 12 godzin, spędziliśmy ze sobą cały dzień. Na drugiej randce chlapnęłam o dwa słowa za dużo i już byłoby po znajomości, ale jakoś udało mi się uratować sytuację ;-). We wrześniu minęły dwa lata, odkąd jesteśmy po ślubie. A na sesję w plenerze wybraliśmy się w miejsce naszej pierwszej randki...

    ps. Mam nadzieję, że nie będę żałować, że tak się tu otworzyłam hahaha :D
    ps2. świetny pomysł na promocję książki ;-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Dodam jeszcze dwa słowa: po tej pierwszej randce powiedziałam koleżankom, że W. to byłby bardzo dobry materiał na męża - ale sobie wykrakałam haha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, ale fajna historia... :) Aż się buzia sama śmieje. :) Pozazdrościć szczęścia. :) Powodzenia Wam życzę z całego serca. :)

      Usuń
    2. Jak to mówią: nie dziękuję, żeby nie zapeszyć ;) Pozdrawiam:D

      Usuń
  20. Uważam, że i w ten sposób można poznać swoją drugą połówkę. W sumie nieraz ludzie spotykają tą jedyną osobę w bardziej niekonwencjonalny sposób (w różnych niecodziennych sytuacjach). Dlaczegóż nie spróbować...

    OdpowiedzUsuń
  21. Kolejny genialny tekst :) A jeśli chodzi o mnie to mam szczęście do znajomości internetowych. Ukochaną poznałem przez forum dyskusyjne, a Bardzo Ważnych dla mnie Ludzi przez bloga.
    Wojtek D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Par, które poznały się drogą wirtualną jest wokół mnie więcej niż mi si e wydawało. :) Można? Można. :)

      Usuń
  22. Ja też wielbię Wojciecha Cejrowskiego i z przyjemnością przeczytałabym jego książkę.

    Ps. Miłość z internetu? Ależ oczywiście! Ja ze swoją jestem już 8 lat... ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ciekawy temat poruszyłaś i super skomponowałaś go z książką ;)

    Co do randek internetowych, to miałam na studiach jakieś doświadczenia, ale niezbyt udane. Jeden okazał się oszustem, drugi sam nie wiedział, czego chciał. Trzeba mieć szczęście, by trafić na uczciwego człowieka.

    Muszę przyznać, że był okres, w którym podobnie, jak Ty już byłam w ogródku i witałam się z gąską. I zupełnie niespodziewanie wszystko się posypało. To doświadczenie nauczyło mnie, że najlepiej nie mieć żadnych oczekiwań od losu i nie robić żadnych planów, bo i tak nic z nich nie wychodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgadzam się z Tobą w pełni. Jeśli planować to najwyżej to, co zjemy na śniadanie albo gdzie przenocujemy wybierając się na jakiś wypad. ;) Plany dalekosiężne nie mają sensu...

      Usuń

SPAM, reklamy, wulgaryzmy oraz komentarze niezwiązane z tematyką wpisu bezwzględnie usuwam.